PROLOG
Mężczyzna był dużo silniejszy. Dużo, dużo silniejszy.
Jeśli można go nazwać mężczyzną to ok. Ten Gargulec był z kamienia i wogule nie
miałam planu jak go pokonać. Banshee walczyła z Rose, a Milo jej pomagał. James
stał na wielkim olbrzymie górskim, który wypuszczał po kolei osoby z klatki
Cassie Bell, Bena Palmera i Teda Russela. W klatce została jeszcze Rebecce
Khan. Bałam się o swoich przyjaciół, ale jak na razie ta ja miałam najgorszego
przeciwnika. Nie mogłam jeszcze wierzyć Rose. Nagle krzyk. Rebecca osunęła się
na ziemię.
***
Kiedy Rebecca doszła do siebie, dr. Jeckyll
powiadomił nas, że wśród nas jest zdrajca. No chyba, że dla żartów kogoś się
tróje.
I
DZIWNA ROZMOWA ORAZ STADO WILKŁAKÓW
Byłam roztrzęsiona po tym, co się stało. Przed chwilą
widziałam jej jasnobłękitne oczy i długie, rude loki. Widziałam ją jeszcze
przed chwilą, jednak wielki, włochaty facet, niejaki Wilkołak porwał Cassie,
moją przyjaciółkę.
Był to przerażający widok. Pełno krwi i latających
kawałków sierści w powietrzu. Teraz w lesie było cicho i spokojnie. Wogule nie
wiedziałam, co się stało. Wilkołak. Porwanie. Krew. I Cassie…
Powiedziałam coś śmiesznego, a Cassie zaczęła się
śmiać. Był to czysty śmiech. Jej rude loki powiewały na wietrze. Twarz miała
roześmianą i całą w piegach.
Byłyśmy wtedy na obozie dla dzieciaków, którym nie
dało się pomóc. Nie od razu psychopaci, wariaci itp., ale był to obóz ładnie
mówiąc poprawiający zachowanie u młodych ludzi. Były tam zajęcia grupowe, które
były okropne, np. trzeba było wykonać sto pompek lub obiec dwadzieścia razy
stadion piłkarski. Były to zajęcia typowo fizyczne, polegające na ukaraniu nas
bieganiem w kółko lub zakwasami. Było to męczące.
Ja trafiłam na
ten obóz z powodu, gdyż mój ojciec nie zajmował się mną jak powinien. Ciągle
był w pracy i był bardzo zajęty. Miałam jak to inni mówili szczęście. Zawsze
dostawałam to, co chciałam. Mój ojciec (jak ja na niego mówię, tylko
biologiczny) w ogóle mnie nie znał. Na ostatnie Boże Narodzenie, które razem z
tatą obchodziliśmy dwa lata temu gdyż nie chciał, żebym przyjeżdżała do domu,
dostałam dwa tysiaki w gotówce i trzy pary butów. Wtedy po raz ostatni się do
niego odezwałam. Miałam załamanie i podpaliłam szkołę. Oczywiście niechcący.
Nie chciałam tego zrobić, po prostu ta okropna Sarah oblała mnie gorącą
herbatą, ja jak na silną osobę przystało wkurzyłam się i wybuchłam. Dosłownie.
Zaczęła mnie boleć głowa i czułam jak by mi się ręce paliły. Potem, już bez
kontroli dotknęłam ścian, krzeseł, stołów i innych przedmiotów, które miałam pod
ręką. Oczywiście wszystkie te dotykane prze ze mnie przedmioty zaczęły płonąć.
Nawet nie wiem, jaką miałam wtedy minę. Nieważne… Od trzech lat. Bitych trzech
lat. Czyi od dziesiątego roku życia jeżdżę na ten obóz. Co roku.
Moją najlepszą przyjaciółką jest Cassie. Jest w moim
wieku, czyli ma trzynaście lat. Na ten obóz trafiła, gdy miała osiem lat.
Straszne. Jej matka zmarła, a rodzeństwo (troje braci i jedna siostra) zmarło w
szpitalu. Mama Cassie jechała samochodem po autostradzie, akurat jechali nad rzeką.
Cassie najstarsza z rodzeństwa siedziała na miejscu pasażera i czołowo uderzyła
w barierkę. Przeżyła. Wpadli do rzeki. Samochód tonął z zastraszającą
szybkością. Cassie nawet nie wzięła oddechu. Potem ciemność. Otworzyła oczy,
próbowała ratować rodzinę. Wypłynęła i wezwała policję, straż pożarną i
pogotowie… Sprawiała straszne kłopoty w szkole i w domu dziecka, do którego
trafiła. Jak mi opowiadała były to najgorsze dwa lata jej życia. Potem trafiła
do obozu. Dostałyśmy razem pokój. Zaprzyjaźniłyśmy się. Wszystko robiłyśmy
wspólnie.
Ciąg dalszy nastąpi...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz