sobota, 16 listopada 2013



PROLOG
Mężczyzna był dużo silniejszy. Dużo, dużo silniejszy. Jeśli można go nazwać mężczyzną to ok. Ten Gargulec był z kamienia i wogule nie miałam planu jak go pokonać. Banshee walczyła z Rose, a Milo jej pomagał. James stał na wielkim olbrzymie górskim, który wypuszczał po kolei osoby z klatki Cassie Bell, Bena Palmera i Teda Russela. W klatce została jeszcze Rebecce Khan. Bałam się o swoich przyjaciół, ale jak na razie ta ja miałam najgorszego przeciwnika. Nie mogłam jeszcze wierzyć Rose. Nagle krzyk. Rebecca osunęła się na ziemię.
***
Kiedy Rebecca doszła do siebie, dr. Jeckyll powiadomił nas, że wśród nas jest zdrajca. No chyba, że dla żartów kogoś się tróje.

I
DZIWNA ROZMOWA ORAZ STADO WILKŁAKÓW

Byłam roztrzęsiona po tym, co się stało. Przed chwilą widziałam jej jasnobłękitne oczy i długie, rude loki. Widziałam ją jeszcze przed chwilą, jednak wielki, włochaty facet, niejaki Wilkołak porwał Cassie, moją przyjaciółkę.
Był to przerażający widok. Pełno krwi i latających kawałków sierści w powietrzu. Teraz w lesie było cicho i spokojnie. Wogule nie wiedziałam, co się stało. Wilkołak. Porwanie. Krew. I Cassie…

Powiedziałam coś śmiesznego, a Cassie zaczęła się śmiać. Był to czysty śmiech. Jej rude loki powiewały na wietrze. Twarz miała roześmianą i całą w piegach.
Byłyśmy wtedy na obozie dla dzieciaków, którym nie dało się pomóc. Nie od razu psychopaci, wariaci itp., ale był to obóz ładnie mówiąc poprawiający zachowanie u młodych ludzi. Były tam zajęcia grupowe, które były okropne, np. trzeba było wykonać sto pompek lub obiec dwadzieścia razy stadion piłkarski. Były to zajęcia typowo fizyczne, polegające na ukaraniu nas bieganiem w kółko lub zakwasami. Było to męczące.
 Ja trafiłam na ten obóz z powodu, gdyż mój ojciec nie zajmował się mną jak powinien. Ciągle był w pracy i był bardzo zajęty. Miałam jak to inni mówili szczęście. Zawsze dostawałam to, co chciałam. Mój ojciec (jak ja na niego mówię, tylko biologiczny) w ogóle mnie nie znał. Na ostatnie Boże Narodzenie, które razem z tatą obchodziliśmy dwa lata temu gdyż nie chciał, żebym przyjeżdżała do domu, dostałam dwa tysiaki w gotówce i trzy pary butów. Wtedy po raz ostatni się do niego odezwałam. Miałam załamanie i podpaliłam szkołę. Oczywiście niechcący. Nie chciałam tego zrobić, po prostu ta okropna Sarah oblała mnie gorącą herbatą, ja jak na silną osobę przystało wkurzyłam się i wybuchłam. Dosłownie. Zaczęła mnie boleć głowa i czułam jak by mi się ręce paliły. Potem, już bez kontroli dotknęłam ścian, krzeseł, stołów i innych przedmiotów, które miałam pod ręką. Oczywiście wszystkie te dotykane prze ze mnie przedmioty zaczęły płonąć. Nawet nie wiem, jaką miałam wtedy minę. Nieważne… Od trzech lat. Bitych trzech lat. Czyi od dziesiątego roku życia jeżdżę na ten obóz. Co roku.
Moją najlepszą przyjaciółką jest Cassie. Jest w moim wieku, czyli ma trzynaście lat. Na ten obóz trafiła, gdy miała osiem lat. Straszne. Jej matka zmarła, a rodzeństwo (troje braci i jedna siostra) zmarło w szpitalu. Mama Cassie jechała samochodem po autostradzie, akurat jechali nad rzeką. Cassie najstarsza z rodzeństwa siedziała na miejscu pasażera i czołowo uderzyła w barierkę. Przeżyła. Wpadli do rzeki. Samochód tonął z zastraszającą szybkością. Cassie nawet nie wzięła oddechu. Potem ciemność. Otworzyła oczy, próbowała ratować rodzinę. Wypłynęła i wezwała policję, straż pożarną i pogotowie… Sprawiała straszne kłopoty w szkole i w domu dziecka, do którego trafiła. Jak mi opowiadała były to najgorsze dwa lata jej życia. Potem trafiła do obozu. Dostałyśmy razem pokój. Zaprzyjaźniłyśmy się. Wszystko robiłyśmy wspólnie. 

Ciąg dalszy nastąpi...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz